Poczekałam.
Ruszyłam w drogę powrotną. W porę przypomniałam sobie o brakujących produktach (mieszkając na 10 piętrze bez windy lepiej nie zapominać o niczym, kiedy jest się już na dole). Zniechęcona zachowaniem Pani z Biedronki skorzystałam i weszłam do Żabki:
Sklep miniaturowy, ale znajduję to, czego szukam. Przy ladzie mam przyjemność z cuchnącym, trzęsącym się Panem żulem w pierwszych stadiach alkoholowego delirium i wydającym pierwsze i ostatnie dziś pieniądze na najtańsze piwo...
Uciekłam przygnębiona tą rzeczywistością. W domu postanowiłam nie dać się tej szarości i wrócić do lata. Dobrze, że można je zamknąć w słoikach.
Może trochę za późno na przepisy z owoców lata, ale zapewniam Was, że jeszcze kilka dni temu maliny wisiały u nas na krzaczkach.
Nie dajcie się jesieni.
________________________________
Ingrediencje:
2,5 kg świeżych malin
cukier (wg uznania - u mnie mało [1/2 szklanki], luksus domowych przetworów to dla mnie między innymi możliwość
regulowania ilości "białej śmierci", owoce i tak są słodkie :))
kwiaty suszonej lawendy ( z uwagi na jej intensywny aromat też wg uznania, najlepiej dodawać i próbować na bieżąco, uważając na to, by nie przesadzić)
4 łyżki białego rumu
Czary:
Maliny umyć i wrzucić do dużego garnka z grubym dnem, zasypać cukrem i wstawić na mały gaz. Gotować ostrożnie mieszając. Trzeba bardzo uważać na to,żeby owoce się nie spaliły. Niestety, w moim przypadku przygotowywanie tej marmolad trwało bardzo długo, dlatego, że owoce na większym gazie bardzo pryskały - do dziś mam bliznę. Nie lubię przetworów z kawałkami owoców, dlatego pod koniec gotowania miksuję wszystko, następnie dodaję po trochu rum i lawendę, uważając na to, żeby nie przesadzić. Gotować oczywiście do uzyskania pożądanej konsystencji (umnie ok 2,5h)
Uważam, że w chwili przyprawiania każdy powinien kierować się własnym kryterium, żeby mu to później smakowało, dlatego też nie umiem podać ilości lawendy jaką dodałam.
Uważam, że w chwili przyprawiania każdy powinien kierować się własnym kryterium, żeby mu to później smakowało, dlatego też nie umiem podać ilości lawendy jaką dodałam.
Kasia, vaya foto!! Me encanta!!
OdpowiedzUsuńBesos
:) me alegro, otros pá tí
UsuńTroszkę przygnębiająca ta rzeczywistość... Każdy radzi sobie z nią, jak umie. Przygotowywanie dżemu wydaje mi się sposobem idealnym :)
OdpowiedzUsuń